Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Magdalena Witkiewicz: Wszystko robię na ostatnią chwilę

Kinga Czernichowska
Krzysztof Witecki
Rozmawiamy z Magdaleną Witkiewicz, autorką książki "Pierwsza na liście".

Magdalena Witkiewicz jest autorką powieści "Pierwsza na liście". Głównymi bohaterkami książki są Karola i Ina. Spotkanie obu kobiet ma życie na losy pozostałych bohaterów, a w szczególności na życie Patrycji, która czeka na przeszczep szpiku. Karola jest córką Patrycji i niejednokrotnie podejmuje ryzykowne decyzje po to, by móc uratować swoją mamę (np. wyjeżdża z nieznajomym mężczyzną do Berlina, by odszukać ojca). Z kolei Ina to dawna przyjaciółka Patrycji.

"Pierwsza na liście" to wzruszająca powieść o roli dawstwa organów, przyjaźni i szczęściu. Z jej autorką, Magdaleną Witkiewicz, rozmawialiśmy o pracy w korporacji, roli samoakceptacji i odkładaniu spraw na ostatnią chwilę.

Naprawdę Pani wierzy, że jedno spotkanie może odmienić życie?

Oczywiście! W życiu zdarza nam się wiele takich spotkań. Wystarczy przecież spotkać osobę, w której się zakochujemy. Jeden krok w lewo czy w prawo robi ogromną różnicę.

Tak, ale w Pani książce jedno spotkanie odmienia życie co najmniej kilku osób.

Główna bohaterka, Karola, przychodzi do Iny, ponieważ to ona jest pierwsza na liście. Ina nie jest osobą, która siedzi z założonymi rękami, zaczyna działać. I jej działanie splata losy kilku osób, m.in. Patrycji, mamy Karoli.

Wspomina Pani o Karoli. To bohaterka, która potrafi podejmować nieracjonalne decyzje, nie oglądając się za siebie. Kłamstwo na rzecz wyższego dobra ma sens?

Nie wiem, czy ma sens. Moja bohaterka tak zrobiła. I w tym wypadku miało sens. Karola jest młoda, nie ma nawet osiemnastu lat. Czasem mam nawet wrażenie, że są sytuacje, w których lepiej jest nie mówić wszystkiego, chociażby po to, by nie zranić drugiej osoby.

Ja zawsze byłam zdania, że lepsza prawda, która boli, aniżeli kłamstwo.

Mówi Pani tak, jakby Karola była egoistką.

Jej postawa jest egoistyczna i altruistyczna zarazem.

Właśnie. Karola kłamie, bo chce ratować mamę. Oszukuje, bo wydaje jej się, że nie ma innej możliwości. Wie, że nikt nie puściłby jej samej do Berlina.

W prawdziwym życiu ta historia mogłaby się potoczyć inaczej. Nie zawsze trafia się na tak wyrozumiałego kierowcę, jakim jest Filip. Wiem, że przemawia przeze mnie odrobina pesymizmu, ale mam wrażenie, że ta historia jest bardzo wyidealizowana. Weźmy np. przyjaźń między Iną i Patrycją. Naprawdę Pani wierzy, że tak łatwo wybaczyć przyjaciółce, która odbija narzeczonego?

Nie twierdzę, że jest łatwo. Ale na jednym ze spotkań autorskich czytelniczka zwierzyła mi się, że sama miała podobną sytuację. Jej przyjaciółka odbiła jej chłopaka czy narzeczonego (w tej chwili nie pamiętam). I sama przyznała, że brakuje jej tej przyjaźni. A minęło kilkanaście lat.

To była historia z happy endem?

Wtedy jeszcze nie, nie miała odwagi przemóc się i do niej zadzwonić.

Przyjaźń jest trwalsza niż miłość.

Czy ja wiem? Czasem miłość jest trwalsza, a czasem przyjaźń. Myślę, że prawdziwa przyjaźń potrafi pokonać wszystkie przeszkody. Może zwalczać bariery, które ustawia nam los.

Mnie w Pani powieści bardziej niż postać Karoli zaintrygowała inna bohaterka, Ina, która pracuje w mediach. Odniosłam wrażenie, że musi mieć Pani złe zdanie o dziennikarkach. Tak jakby każda robiła karierę przez łóżko.

Absolutnie nie mam żadnych złych doświadczeń z dziennikarzami. Ale wydaje mi się, że w każdej branży (nie tylko medialnej) zdarzają się takie osoby. Ludzie, którym wydaje się, że do celu lepiej iść po trupach, że są tacy, którzy dla zdobycia informacji zrobią wszystko. Inę skrzywdził los, dlatego jest taka, a nie inna. Nie widzi powodu, dla którego ona miałaby się odwdzięczać losowi, skoro sama została tak zraniona. Jej postać konsultowałam ze znaną mi psycholog. A wcześniej przeczytałam jeszcze "Wyznania hieny" Piotra Mieśnika i byłam przerażona!

Ale to były dziennikarz "Faktu". A gdyby pominąć tabloidy? Dobrze, zostaje jeszcze głośna ostatnio sprawa z Kamilem Durczokiem. Ale większość dziennikarzy zgodzi się raczej z opinią, że "Wprost" swoją publikacją i sugestiami w niej zawartymi złamał zasadę domniemania niewinności. Nie sądzi Pani, że świat tabloidów a świat mediów opiniotwórczych to dwa różne światy?

Tak, myślę, że to są dwa światy, ale akurat Ina pracowała w obu. W jednym dla pieniędzy, a w drugim dla zaspokojenia swoich ambicji.

Wróćmy do historii Karoli, Iny i Patrycji. Co Panią zainspirowało do zajęcia się tematyką dawstwa organów?

Książka "Pierwsza na liście" to trzy różne historie. Pierwszą rzeczą, która stała się impulsem do jej napisania, był mój własny pobyt w szpitalu trzy lata temu. Trafiłam tam z podejrzeniem poważnej choroby. Los mi sprzyjał i wszystko zakończyło się szczęśliwie, ale gdy czekałam na diagnozę, nachodziły mnie różne myśli. Wtedy podjęłam decyzję, że jeśli będzie źle, napiszę do dzieci listy z tym, co chciałabym im przekazać, gdy mnie już nie będzie.

Ale nie zaczęła ich Pani pisać?

Nie, cały czas wierzyłam, że może się udać. Gdybym zaczęła je pisać, to z góry skazałabym się na przegraną.

Napisałaby Pani dokładnie to, o czym pisze w liście do Karoli i Majki Patrycja? O tym, że dobro powraca, że trzeba kochać siebie?

Listy Patrycji są bardzo oględne. Moje byłyby szczegółowe. Nie chciałam jednak robić z "Pierwszej na liście" wyciskacza łez. Ta cała historia stałaby się wówczas zbyt melancholijna.

Ale to i tak jest powieść, która wzrusza. Przecież porusza Pani bardzo trudną tematykę: dawstwa organów i oczekiwania na przeszczep.

Zdaję sobie tego sprawę, tym bardziej, że piszę też o ludziach, którzy najpierw twierdzą, że są gotowi na pobranie szpiku, a potem zmieniają swoje nastawienie. Zdarza się nawet tak, że współmałżonek namawia partnerkę do rezygnacji, chociaż ta wcześniej sama zadeklarowała pomoc. Najgorzej, gdy dawca wycofuje się w ostatniej chwili. Myślę, że ludzie mówiąc o swojej gotowości do pobrania szpiku, chcą po prostu poczuć się lepiej, mieć świadomość, że robią coś dobrego. A potem gdy już przychodzi co do czego, to rzeczywistość ich przerasta albo przerastają ich opinie innych (znajomych, rodziny, męża). Wtedy rezygnują, a to dla potencjalnego biorcy często oznacza śmierć.

Rzuciła Pani pracę w korporacji dla pisania książek. Nie żałuje Pani tej decyzji?

Nie żałuję. Nie chciałabym niczego zmienić. Mam swobodę, czuję się niezależna. Teraz i tak tempo życia jest bardzo szybkie, ponieważ wokół mnie są dzieci. A ja ledwo zdążam z oddawaniem książek na czas do wydawcy. Przyznam, że z każdą kolejną powieścią obiecuję sobie, że odeślę rękopis tydzień przed terminem. Nigdy nie udaje mi się dotrzymać obietnicy danej sobie.

Brak silnej woli?

Czy ja wiem... Po prostu zawsze wszystko robię na ostatnią chwilę. To moja ogromna wada, próbuję z tym walczyć.

A czym jest dla Pani szczęście? Pojmuje je Pani tak jak Patrycja? Samoakceptacja oraz to, że dobro powraca to przecież fundamenty, o których mówi wielu trenerów rozwoju osobistego.

Przyznam szczerze, że próbuję być jak Patrycja. Ale dopiero się tego uczę. Kiedyś zawsze na pierwszym miejscu stawiałam najbliższe mi osoby. Rodzina, dzieci... Dzisiaj staram się myśleć też trochę o sobie. To nie egoizm. Zrobiłam sobie nawet bransoletkę z napisem: "Jesteś najważniejszą osobą w twoim życiu". Po to, żeby o tym pamiętać. Teraz mam sporo motywacji: dużo ćwiczę i dbam o to, żeby się zdrowo odżywiać. Chcę zrobić coś dla siebie. Bo gdy ja będę szczęśliwa, dam to szczęście bliskim. Będzie im ze mną lepiej.

Dziękuję za rozmowę.

rozmawiała
Kinga Czernichowska

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto