- Gdybym dostała chociaż pół etatu, to wzięłabym go z pocałowaniem w rękę. A tak to tylko kpina z ludzi - nie kryje złości Grażyna Waluda, którą w marcu urząd pracy skierował do obierania ziemniaków w ośrodku pomocy społecznej. - Pracuję tam od trzech miesięcy, po dwie godziny dziennie.
Wychodzi zaledwie 272 złote za miesiąc. Do takiej pracy zmusza ludzi strach przed skreśleniem z ewidencji osób bezrobotnych. Chyba tylko o to chodzi, żeby w ten sposób urząd pracy poprawił sobie statystyki. Ludzie się boją, że stracą ubezpieczenie i będą musieli płacić za lekarza. To nie praca społeczna, tylko czyn społeczny - dodaje zdenerwowana.
- Ludzi, których wysyłamy do prac społecznie użytecznych, wybieramy z listy przesłanej przez opiekę społeczną. Za tych, którzy z tej pracy rezygnują, ubezpieczenie zapłaci opieka - zapewnia Marcin Horbowy, rzecznik prasowy Urzędu Pracy w Słupsku. - Lepsza taka praca niż żadna- dodaje.
W tym roku Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Słupsku przekazał do PUP listę 211 mężczyzn i 210 kobiet, które urząd może skierować do prac społecznie użytecznych.
- Większość osób korzystających z opieki jest zainteresowana tego typu pracą, chociaż nie brakuje i tych, którzy z niej rezygnują- mówi Katarzyna Białkowska-Dymek, specjalista ds. aktywizacji zawodowej w MOPR. - Osoba, która może być skierowana do takiej pracy, musi korzystać z pomocy ośrodka i nie mieć prawa do zasiłku.
Tymczasem rzecznik PUP, Marcin Horbowy podkreśla, że takie zajęcia mają przede wszystkim zaktywizować długotrwale bezrobotnych.
- To ludzie przeważnie bez wykształcenia i kwalifikacji - mówi Horbowy. - Dlatego wysyłamy ich do takich zajęć jak na przykład sprzątanie czy odśnieżanie. Ma to pomóc w powrocie do pracy osobom, które nie pracowały od 10 czy 15 lat.
Grażyna Waluda, jak twierdzi, dopóki miała siłę, pracowała zawodowo.
- Prowadziłam zakład prywatny zajmujący się wymianą sprzętu przeciwpożarowego, później jeździłam na truskawki do Niemiec - mówi.
Nie kryje jednak, że długo pozostawała "na łasce" opieki społecznej".
- Przez sześć lat pobierałam formę zapomogi, około 300 złotych miesięcznie - wyjaśnia. - Mam 52 lata, nikt nie chciał mnie przyjąć do pracy. Z wykształcenia jestem stolarzem meblowym. Skończyłam technikum, ale nie mam matury.
Grażyna Waluda, która samotnie wychowuje dorastającą córkę, żeby dostać pracę, zmieniła zawód.
Jak przygotować się do rozmowy o pracę?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?