Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Borsk, gm. Karsin. Od trzydziestu lat walczą o legalizację domków

EDYTA ŁOSIŃSKA-OKONIEWSKA
Członkowie stowarzyszenia od trzydziestu lat walczą o legalizację obiektów.
Członkowie stowarzyszenia od trzydziestu lat walczą o legalizację obiektów.
Już niebawem pani Mariola Ronkowska-Pałubicka z Borska będzie musiała dokonać rozbiórki sklepu, który jest jedynym źródłem jej utrzymania. Dla niej decyzja inspektorów nadzoru budowlanego jest osobistą tragedią.

Już niebawem pani Mariola Ronkowska-Pałubicka z Borska będzie musiała dokonać rozbiórki sklepu, który jest jedynym źródłem jej utrzymania. Dla niej decyzja inspektorów nadzoru budowlanego jest osobistą tragedią.
Od ponad trzydziestu lat właściciele 72 domków letniskowych w Borsku, gm. Karsin walczą o to, aby zalegalizować obiekty i uratować je przed rozbiórką. Dla niektórych walka już się zakończyła.
- Ja już nie mam innego wyjścia, jak tylko rozebrać mój sklep - mówi Mariola Ronkowska-Pałubicka z Borska. - Nadzór budowlany nałożył na mnie karę w wysokości 5 tys. zł. Nie mam skąd wziąć tych pieniędzy. Muszę rozebrać obiekt i koniec. Prowadzę działalność od 1995 roku. Płacę wszystkie należności do urzędów. Sklep jest moim jedynym źródłem utrzymania. Jednak dla urzędników nie ma to żadnego znaczenia. Ja mam 45 lat i nie wiem, gdzie znajdę pracę. Taka bezduszność bardzo boli.

Pierwszy domek letniskowy w Borsku, położony na terenie lasu sosnowego, powstał w 1946 roku. Kolejne w latach 60., 70. i 80. Jak przyznają ich właściciele, wówczas nie było możliwości, aby ubiegać się o pozwolenie na budowę, gdyż nie oni byli właścicielami gruntu. Problemy pojawiły się w 1977 roku, kiedy nastąpiły zmiany w planie zagospodarowania przestrzennego. Wówczas teren został uznany za leśny, a jego przeznaczeniem nie była zabudowa letniskowa.
- W 1996 roku zmienił się właściciel gruntu i przymusił nas do wykupu niewielkich działek leśnych - mówi Ryszard Wojdowski ze Stowarzyszenia Właścicieli Domków Letniskowych. - Wówczas też nie było żadnego problemu z podziałem terenu leśnego i jego sprzedażą. Choć stanowił on obszar Wdzydzkiego Parku Krajobrazowego.
W 2000 roku 72 właścicieli działek założyło stowarzyszenie, aby bronić swoich interesów. Każdy z nich miał już wówczas decyzję o rozbiórce.
- Odwoływaliśmy się od niej do wszystkich instancji, łącznie z Naczelnym Sądem Administracyjnym - dodaje Ryszard Wojdowski. - Dla nikogo nie miał znaczenia fakt, że te domki mają po kilkadziesiąt lat, że kupiliśmy teren w dobrej wierze. Liczyło się tylko to, że nie mieliśmy pozwoleń na budowę.
- Od wydanych decyzji o rozbiórkach, popartych prawomocnymi wyrokami sądowymi, nie ma odwrotu - mówi Małgorzata Lidżwik, naczelnik Wydziału Orzeczniczo - Prawnego w Wojewódzkim Inspektoracie Nadzoru Budowlanego w Gdańsku. - W przypadku niewykonania dobrowolnie rozbiórki obiektów, organ nadzoru budowlanego zobligowany jest do jej wyegzekwowania w trybie ustawy o postępowaniu egzekucyjnym w administracji.
Członkowie stowarzyszenia nie mogą jednak pogodzić się z faktem, że konieczność rozbiórki nie dotyczy wszystkich obiektów położonych na tym samym terenie.
- Taka sytuacja miała miejsce w odniesieniu do osób, które od naczelnika gminy Karsin otrzymały w latach 80. pisemną zgodę na zlokalizowanie takich obiektów, uznaną jako decyzję o pozwoleniu na użytkowanie obiektu - dodaje naczelnik wydziału orzeczniczo-prawnego. - W takich sytuacjach nie można wydać decyzji o rozbiórce.
Jak się okazuje, jedynym wyjściem z sytuacji mogłaby okazać się zmiana planu zagospodarowania przestrzennego. Władze gminy Karsin, które popierają działania członków stowarzyszenia, gotowe są na taki krok. Jednak same nie mogą nic wskórać.
- Te domki powstały nielegalnie na gruntach leśnych, które dzisiaj z lasem mają niewiele wspólnego - mówi Roman Brunke, wójt gminy Karsin. - Sytuację mogłaby uratować zmiana w planie zagospodarowania przestrzennego. Jednak nie jest to takie proste. Najpierw teren ten musiałby zostać przeklasyfikowany z gruntu leśnego na rolę, a dopiero później pod zabudowę letniskową. Na to jednak niezbędna jest zgoda Urzędu Marszałkowskiego, a ten nie chce jej wydać. W tej sytuacji mamy związane ręce. Jednak nawet gdyby teren został odlesiony, to byłaby potrzebna kolejna zgoda wojewódzkiego konserwatora przyrody, a wiemy, że takiej nie będzie. My wszystkie działania stowarzyszenia popieramy, ale w granicach prawa.
Na szczęście w całej sprawie pojawiła się iskierka nadziei. Jak zapewniła nas Danuta Makowska, zastępca dyrektora ds. ochrony przyrody, rolnictwa i rozwoju wsi w Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim w Gdańsku, calej sprawie jeszcze raz przyjrzy się wojewódzki konserwator przyrody.
- Ta sprawa budzi wiele wątpliwości - mówi Danuta Makowska. - Są to nielegalne budowle na terenie prawnie chronionym, na którym nie powinny się one znaleźć. Jednak w wyjątkowych sytuacjach, jeśli argumenty nie są sprzeczne z prawem, należałoby się zastanowić nad rozwiązaniem kwestii w taki sposób, aby prawo nie zostało złamane. Konserwator przyrody jeszcze raz przyjrzy się sprawie.
Członkowie stowarzyszenia nie liczą już na legalizację obiektów, a jedynie na wstrzymanie decyzji o rozbiórce do czasu wyrębu drzewostanu. W końcu nawet, jeśli nic już nie uda się zmienić, niewielkie działki i tak będą ich własnością. Tyle tylko, że zamiast domków, stać będą kempingi i namioty. Należałoby się zastanowić jednak, czy takie rozwiązanie na pewno będzie lepsze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto