Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dr Łukasz Wyszyński: Budowa okrętów kosztuje, ale ta inwestycja przełoży się na stan gospodarki

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Akwen Morza Bałtyckiego już rok temu był identyfikowany jako kolejne pole walki, oczywiście nie pełnoskalowej, kinetycznej. Przypomnijmy, jak bardzo zmieniła się sytuacja geopolityczna na Bałtyku. Do NATO weszły Finlandia, Szwecja jest blisko członkostwa w Sojuszu, a jego grupy okrętowe są na nasze morze regularnie przemieszczane i ćwiczą. Dlatego Rosjanie dążą do tego, co określiłbym podnoszeniem kosztów bezpieczeństwa po stronie państw europejskich, natowskich.
Akwen Morza Bałtyckiego już rok temu był identyfikowany jako kolejne pole walki, oczywiście nie pełnoskalowej, kinetycznej. Przypomnijmy, jak bardzo zmieniła się sytuacja geopolityczna na Bałtyku. Do NATO weszły Finlandia, Szwecja jest blisko członkostwa w Sojuszu, a jego grupy okrętowe są na nasze morze regularnie przemieszczane i ćwiczą. Dlatego Rosjanie dążą do tego, co określiłbym podnoszeniem kosztów bezpieczeństwa po stronie państw europejskich, natowskich. Mat. prasowe
Rosjanie dążą na Bałtyku do podnoszenia kosztów bezpieczeństwa po stronie państw europejskich, natowskich. Chcą pokazywać, że mają możliwości oddziaływania na infrastrukturę krytyczną. Natomiast Polska musi mieć zdolności do stabilizacji pokoju na świecie. Dlatego Marynarka Wojenna jest naszemu państwu potrzebna jak mało inny rodzaj sił zbrojnych – mówi dr Łukasz Wyszyński, politolog Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni.

Ważny akcent dla Marynarki Wojennej czeka nas już niebawem. 31 stycznia ma zostać położona stępka pod fregatę rakietową, pierwszą z serii trzech, przyszły ORP „Wicher”. Plan rozbudowy floty jest rozpisany na najbliższe lata. Pytanie kluczowe jest następujące, jakie znaczenie dla kraju ma ten program?

Kształt systemu międzynarodowego, a przede wszystkim dynamika jego zmian wskazują, że siły zbrojne, w tym Marynarka Wojenna są i będą potrzebne Polsce jako kluczowe narzędzie nie tylko polityki bezpieczeństwa, ale także polityki zagranicznej i gospodarczej. O tym, że modernizacja Marynarki Wojennej RP była jedną z najpilniejszych potrzeb mówiła od lat szeroka grupa ekspertów. To co obserwujemy dzisiaj na świecie tylko wzmacnia ten przekaz. Spójrzmy na doświadczenia z rosyjskiej inwazji na Ukrainę i działania na teatrze Morza Czarnego. W pierwszym etapie wojny był on na dalszym planie, ale Federacja Rosyjska konsekwentnie blokowała od pierwszych dni walk ukraińską żeglugę handlową, ukraińskie porty, wpływając destrukcyjnie na gospodarkę tego państwa oraz jego zdolności militarne. Dzisiaj jest to jeden z elementów, który pozbawił Kijów części autonomii w prowadzeniu wojny – jej finansowaniu. Inny przykład to możliwości działań hybrydowych poniżej progu wojny – np. Federacji Rosyjskiej w regionie Morza Bałtyckiego. Dowodzi on, że państwa, które nie mają narzędzi, by z jednej strony zapewnić ochronę swojej infrastrukturze krytycznej, szlakom żeglugowym, nie znajdą miejsca przy stole, przy którym będą zapadać decyzje związane z zapewnieniem bezpieczeństwa na Bałtyku. Jest jeszcze jedna kwestia, którą można przywołać w kontekście bieżących wydarzeń, mianowicie sytuacja na Morzy Czerwonym. Ona pokazuje, że za pomocą stosunkowo niewielkich nakładów można zdestabilizować akweny strategicznie ważne dla zglobalizowanej gospodarki światowej. Ktoś mógłby zarzucić, że to dość odległy obszar, nie mający wpływu na polskie interesy. Nie jest to prawda. Wystarczy spojrzeć jaki procent PKB państw Unii Europejskiej, w tym Polska, wynika z handlu morskiego, jak wielka jest liczba towarów transportowanych drogą morską, w tym surowców energetycznych a inwestycje w narzędzia ochrony szlaków żeglugowych i stabilizowanie kluczowych dla handlu międzynarodowego akwenów morskich, daleko od morza terytorialnego, stają się zasadne. Dotykamy tutaj również problemu naszych zobowiązań sojuszniczych w ramach NATO, ale także tworzących się często koalicji państw, żeby przywołane wcześniej bezpieczeństwo żeglugi i ochronę granic zapewniać. My takimi zdolnościami musimy dysponować, proporcjonalnie do naszych możliwości a przede wszystkim w zgodzie z celami naszego państwa.

W sytuacji zagrożeń różnego rodzaju trzeba mieć co posłać w morze, po prostu. Marynarka Wojenna ma otrzymać trzy fregaty rakietowe w ramach projektu Miecznik. To one będą głównymi narzędziami zapewniającymi zdolności, o których mówimy?
Plany rozwojowe zostały nakreślone, decyzje zapadły. Choć są one spóźnione, to jednak bardzo dobrze, że zapadły. Obok fregat, których budowa jest najbardziej spektakularna, mamy na przykład budowę całej serii niszczycieli min projektu Kormoran II oraz okrętów rozpoznawczych. To wszystko są środki bardzo potrzebne, podobnie jak rozbudowa innych narzędzi obronnych na morzu czyli i lotnictwa, środków autonomicznych, rozwój nadbrzeżnego dywizjonu rakietowego, ale także szereg innych rozwiązań infrastrukturalnych i rozpoznawczych. Oczywiście dyskutowany jest również plan budowy okrętów podwodnych w ramach programu Orka. Wszystko to łącznie pozwoli podnieść zdolności marynarki wojennej do ochrony naszej strefy posiadania na Bałtyku i partycypowania w działaniach sojuszniczych.

Trudno się nie zgodzić, natomiast musimy sobie zdawać sprawę z pewnego procesu zachodzącego w siłach zbrojnych. Trwa nieustanna dyskusja, rywalizacja o to, który z nich ma priorytetowe znaczenie, co się przekłada na inwestycje. A modernizacja floty jest kosztowna.
Wydaje się, że w tej kwestii trzeba szukać głosu tych ekspertów, którzy patrzą najbardziej systemowo. Siły zbrojne są narzędziem polityki państwa - polityki bezpieczeństwa, polityki zagranicznej, gospodarczej. Mamy zatem pytanie o to, jakie narzędzia będą najbardziej efektywne do tego, żeby cele polityczne osiągać. Spójrzmy na przykład ukraiński. Państwo to do lądowej odsłony wojny z Rosją w roku 2022 było na pewno lepiej przygotowane, w stosunku do swoich zdolności w roku 2014. Niemniej kwestia marynarki wojennej została w rozwoju ukraińskich sił zbrojnych zmarginalizowana. Możemy się domyślać przyczyn. Ten rodzaj sił zbrojnych wymaga dość dużych nakładów finansowych i zapewne dlatego został pominięty. To samo dotyczy sił powietrznych. Natomiast brak zdolności morskich i lotniczych przełożył się na to, że pomimo sukcesów, które Ukraińcy odnoszą, takich jak zatopienie krążownika Moskwa, jednostek desantowych, uderzeń na infrastrukturę stoczniową, to rosyjskiej blokady morskiej przełamać nie są w stanie. Koszty budowy marynarki wojennej są wysokie, natomiast musimy wiedzieć, że takie inwestycje przykładają się na wiele zdolności państwa w okresie kryzysu, ale też bezpośrednio na stan i kondycję naszej gospodarki. To o co pan pyta, jest oczywiste – można przyjąć że marynarze będą mówili, że marynarka jest niedofinansowana, tak samo jak przedstawiciele sił lądowych czy powietrznych lub wojsk specjalnych będą wskazywać na pilne potrzeby dofinansowania innych rodzajów sił zbrojnych. Ważne jest natomiast to, żeby umiejętnie tym procesem kierować i zarządzać.

Jak w tym kontekście ocenić uderzenia powietrzno-morskie koalicji państw zachodnich na bojowników Huti, którzy atakują żeglugę na Morzu Czerwonym. One będą skuteczne?

Musimy zdać sobie sprawę, że ci bojownicy nie przeprowadzili ataków na żeglugę, w ramach, nazwijmy to, oddolnego aktu, ponieważ zbulwersował ich sposób w jaki Izrael odpowiedział na atak terrorystyczny ze Strefy Gazy. To, co dzieje się dzisiaj wokół Morza Czerwonego wpisuje się w strategię otwierania kolejnych frontów, które wymagają gigantycznego zaangażowania, politycznego, finansowego i zbrojnego przede wszystkim Stanów Zjednoczonych, ale także innych interesariuszy. No, dla których bardzo ważne jest to, żeby bezpieczeństwo żeglugi utrzymać. Pytanie czy naloty rakietowe na bazy Hutich okażą się skuteczne. Komunikaty wydane przez Stany Zjednoczone wskazują, że przyniosły dobre rezultaty. Pamiętajmy jednak, że ci bojownicy dysponują raczej rozproszoną infrastrukturą, dużą liczbą małych magazynów np. bojowych dronów. I zapewne przygotowywali się na powietrzne uderzenia. Pamiętajmy też o relacji koszt-efekt, np. w przypadku neutralizacji wielkiej liczby dronów, którymi atakowane są cywilne statki. Okręty zachodnie wykorzystują do tego celu bardzo drogie, skomplikowane systemy. Podobnie jest z wykorzystaniem pocisków kierowanych do atakowania celów bojowników Huti. Oni stosunkowo tanimi kosztem są w stanie szybko zasoby swoich prostych środków napadu odtworzyć. Zatem operacja koalicji zachodniej może spowodować uspokojenie sytuacji, natomiast nie wyeliminuje zagrożenia całkowicie, a jego natężenie za jakiś czas może ponownie wzrosnąć. Długoterminowego rozwiązania trzeba by raczej poszukiwać w polityce międzynarodowej, np. by powstrzymać przerzut uzbrojenia, które z różnych kierunków do Hutich trafia. To zresztą część bardzo dobrze znanego dylematu – czy to siły zbrojne są najlepszym narzędziem do osiągania politycznych celów? Ich obecność jest jednak teraz w tej części świata konieczna. I ważne, żeby koalicja państw była szeroka i zdeterminowana do przywrócenia bezpieczeństwa żeglugi. Siły takie powinny być częścią działań politycznych, a nie jedyną odpowiedzią.

Zakłócenia GPS w basenie Morza Bałtyckiego, o które bardo poważnie podejrzewana jest Rosja, to otwarcie kolejnego frontu czy jednak działania hybrydowe poniżej progu wojny, mające jednak szkodzić, wywoływać poczucie zagrożenia?

Akwen Morza Bałtyckiego już rok temu był identyfikowany jako kolejne pole walki, oczywiście nie pełnoskalowej, kinetycznej. Przypomnijmy, jak bardzo zmieniła się sytuacja geopolityczna na Bałtyku. Do NATO weszły Finlandia, Szwecja jest blisko członkostwa w Sojuszu, a jego grupy okrętowe są na nasze morze regularnie przemieszczane i ćwiczą. Wiemy też, że duża część wojsk z Obwodu Królewieckiego została przemieszczona i wykorzystana na froncie w Ukrainie. To wszystko sprawiło, że możliwości potencjalnego kinetycznego oddziaływania w regionie Federacji Rosyjskiej w regionie zmalały. Dlatego Rosjanie dążą do tego, co określiłbym podnoszeniem kosztów bezpieczeństwa po stronie państw europejskich, natowskich. Rosjanie chcą pokazywać, że mają możliwości oddziaływania na infrastrukturę krytyczną. O ile zakłócanie sygnału GPS mają mniejszy wpływ na systemy jednostek wojskowych, które są zabezpieczone przed ingerencją zewnętrzną lub dysponują innymi rozwiązaniami nawigacyjnymi, to jednak wpływa to na bezpieczeństwo żeglugi cywilnej. Przeciwdziałanie takim zakłóceniom to także jest koszt. Z drugiej strony na zakłócenia GPS trudno jest odpowiedzieć, choćby jednoznacznie wskazać, że stoi za tym Federacja Rosyjska. Trzeba by posiłkować się działaniami w ramach Międzynarodowej Organizacji Morskiej, powołać się na umowy międzynarodowe, składać protesty dyplomatyczne. I znów: to wszystko wymusza zaangażowanie sił i generuje koszty, przede wszystkim w kosztach frachtu, ubezpieczeń itd. W połączeniu z intensyfikowaniem ataków rakietowych na Ukrainę, nowymi frontami działań na Bliskim Wschodzie, Morzu Czerwonym mam wrażenie, że jest to obliczone na to, żeby Zachód wojnę a Ukrainie zaczął odczuwać przede wszystkim finansowo, żeby zaczął być tą wojną zmęczony w wielu wymiarach.

Jednym z ważnych wydarzeń tego roku, które będzie miało wpływ na nasz region, będą wybory prezydenta USA. W Europie niemal pewny kandydat Republikanów, Donald Trump, wywołuje w krajach europejskich wielkie obawy, np. o destabilizację NATO i atlantyckich stosunków. Pan był niedawno w Waszyngtonie… Ciekawi mnie co się o tym mówi w USA…

Trwa już niewątpliwie okres wyborczy. To co ogniskuje uwagę Amerykanów to głównie polityka wewnętrzna, w tym przede wszystkim problemy gospodarcze i społeczne. W rozgrywce tej, po stronie republikańskiej dużą rolę odgrywa kwestionowanie dokonań obecnego prezydenta, Joe Bidena i jego administracji. Kwestia polityki zagranicznej jest bez wątpienia istotna, ale drugoplanowa. Donald Trump, który idzie bardzo zdecydowanie po nominację Partii Republikańskiej w prezydenckich wyborach, będzie kontynuował operowanie kontrowersjami, czyli stosował metodę, która poprzednio dała mu władzę. On mówił jeszcze w czasie poprzedniej swojej prezydentury, że czasy, w których Stany Zjednoczone ponosiły koszty bezpieczeństwa państw europejskich, się skończyły. Gdyby Donald Trump rzeczywiście został ponownie prezydentem, czekałaby nas bardzo poważna dyskusja o roli Stanów Zjednoczonych w NATO. Przy czym wydaje mi się, że do takiej dyskusji, prędzej czy później i tak musiałoby dojść. Otwieranie kolejnych frontów, o czym już mówiliśmy, przez państwa które sprzeciwiają się ukształtowanemu, proponowanemu przez USA systemowi międzynarodowemu generuje potężne koszty dla Stanów Zjednoczonych. To utrzymywanie wojsk w punktach zapalnych, generowanie projekcji siły poprzez wysyłanie grup lotniskowców w różne części świata. Amerykanie już rozpoczęli proces przekazywania części odpowiedzialności za stabilność tego systemu, finansową i militarną, w regionie Pacyfiku, chociażby w formule AUKUS. I m.in. to właśnie słyszy się w Waszyngtonie – Amerykanie dyskutują o tym, jaka będzie ich rola w ładzie światowym w przyszłości, do pełnienia jakiej roli będą mieli siły i środki. Niemniej wizja tego, że po ewentualnym objęciu fotela prezydenta USA przez Donalda Trumpa, państwo to wyjdzie z NATO, wydaje się moim zdaniem stosunkowo mało prawdopodobna. Sojusz to całe zaplecze intelektualne, struktura, establishment polityczno-gospodarczo- militarny. Takie rzeczy nie są decyzjami jednoosobowymi i nie dzieją się z dnia na dzień. W przypadku najbardziej radykalnych rozwiązań Amerykanie musieliby kalkulować konsekwencje wyjścia z NATO, rozpadu systemu, który od lat zapewnia bezpieczeństwo w Europie i przekazanie tej odpowiedzialności państwom na naszym kontynencie, układowi, który zostałby po NATO, a może po prostu Unii Europejskiej. Oznaczałoby to konieczność poważnego myślenia o autonomii strategicznej UE, co wojna na Ukrainie zintensyfikowała i co powinno być kontynuowane. Nie przeciwko USA, ale w relacjach partnerskich z Waszyngtonem. Jest to bowiem również w interesie amerykańskiej polityki zagranicznej.

Czy w tym kontekście należy spodziewać się w tym roku poważniejszej próby podjęcia rozmów pokojowych, czy „mrożenia” konfliktu na Ukrainie? Jeszcze przed prezydenckim rozstrzygnięciem w USA? Jest taki scenariusz w przestrzeni ekspertów, mediów, choć nie w Polsce...

Strona ukraińska na pewno takiego rozstrzygnięcia nie chce. A strona rosyjska? Myślę, że tak – patrząc na jej stan posiadania. Zauważmy też, w jakiej fazie znalazł się ten konflikt. Ukraina, mimo że odniosła kilka sukcesów taktycznych w ostatnim czasie, jak na przykład uderzenia na okręty rosyjskie w portach, składy materiałowe czy strącenia samolotów, nie ma żadnych sukcesów na poziomie strategicznym. Obserwujemy natomiast kolejną, zimową kampanię ataków rakietowych na ukraińską infrastrukturę, miasta. Tu na pewno mamy kolejną próbę złamania oporu ukraińskiego społeczeństwa. Jest to także komunikat, że Ukraińcy będą ponosić coraz większe straty, koszty gospodarcze. Adresatem tego komunikatu jest również Zachód, który, w przekonaniu Moskwy, jako jedyna siła, może przymusić Kijów do rozmów pokojowych. Owszem, mamy sporo wskaźników, w tym makroekonomiczne, które wskazują, że Rosja bardzo cierpi w czasie tej wojny. Z drugiej jednak widzimy, że przestawienie gospodarki w tryb wojenny oraz posiadana infrastruktura przekładają się na możliwości do dalszego prowadzenia wojny, odtwarzania potencjału wojskowego. Ich działania są niemal nieprzerwane. Czy Zachód będzie chciał wsparcie Ukrainy kontynuować, a dokładniej jak długo będzie gotowy ponosić jego koszty? Na pewno są też znaki zapytania, i to po obu stronach Atlantyku, czy jeśli ta wojna ma jeszcze trwać dwa lub trzy lata, i zakończyć się tak, jakby mogła zakończyć się w tym roku, to co powinniśmy zrobić? To wszystko wskazuje, że w lepszej sytuacji strategicznej jest Rosja. Każda formuła zamrożenia konfliktu odbywałaby się na warunkach państwa będącego agresorem. Dla Ukrainy oznaczałoby to stratę Mariupola, odcięcie Morza Azowskiego, odsunięcie perspektywy odzyskania Krymu i prawdopodobnie szybką możliwość przywrócenia blokady ukraińskich portów na Morzu Czarnym. Pamiętajmy też, że bez względu jaka byłaby przyszłość polityczna, wojskowa i ekonomiczna Ukrainy, to Rosja miałaby możliwość odmrożenia tego konfliktu praktycznie w każdym momencie. Dlatego Rosja nie będzie chciała niczego na kształt trwałego pokoju z Ukrainą lub będzie gotowa do zakwestionowania takiego porozumienia wskazując na jego nieprzestrzeganie przez Kijów.

To jeden z głównych argumentów przeciw rozmowom pokojowym. Rosjanie chcieliby wykorzystać czas wstrzymania walk na odbudowę swoich sił i ponownego uderzenia na Kijów...

To nie wszystko, bo rodzi się pytanie, czy Ukraina, która nie będzie miała trwałego pokoju, właściwie żadnych gwarancji bezpieczeństwa, mogłaby liczyć na jakiekolwiek inwestycje zagraniczne? Czym innym będzie pewna pomoc finansowa w celu odbudowy infrastruktury: szpitali, dróg, mostów itd. Ale państwo po wojnie musi się rozwijać, musi mieć warunki do inwestowania. Tymczasem, wobec Ukrainy, która znajdzie się w takim położeniu, szacowanie ryzyka inwestycyjnego będzie nakazywało takie działania wstrzymać. Z drugiej strony Ukraina, gdyby stała się dla Zachodu zbyt wielkim kosztem polityczno-ekonomicznym może wpływać np. na decyzje wyborców w państwach należących do demokratycznej wspólnoty. W Polsce mamy w sprawie wsparcia Ukrainy konsensus, ale w innych państwa ta perspektywa zaczyna być bardzo zróżnicowana. Wiemy np., że w USA temat wojny na Ukrainie ogniskuje uwagę opinii publicznej w znacznie mniejszym stopniu niż zmagania Izraela z Hamasem. Generalnie należy uznać, że Zachód chciałby przestać jak najszybciej ponosić koszty powstrzymywania Rosji na Ukrainie ale zdają sobie też sprawę, że nie można tego zrobić zostawiając Ukrainę w próżni. Strategiczna neutralizacja Ukrainy oznaczałoby bowiem w dłuższej perspektywie ośmielenie Moskwy i potwierdzenia skuteczności jej polityki. Rosja miałaby coraz większe żądania, w tym zapewne dotyczące Mołdawii, Polski czy państw bałtyckich. Oznacza to, że stabilna Ukraina jest bardzo ważna dla Europy i USA. Z tego powodu bardzo ważne jest szukanie rozwiązań systemowych. Jedno proponował zmarły w zeszłym roku Henry Kissinger, wskazując na potrzebę przyjęcie Ukrainy do NATO i nowego ułożenia relacji z Rosją. Ze względu na trwającą wojnę wydaje się to jednak mało prawdopodobne w tym momencie. Drugim jest rozpoczęta z końcem zeszłego roku droga przyjęcia Ukrainy do Unii Europejskiej. Szczególnie to drugie rozwiązanie wydaje się dawać korzyści dla wszystkich stron. Z jednej strony zapewnić może szanse rozwojowe i pewne gwarancje dla Kijowa, z drugiej rozszerzając strefę bezpieczeństwa UE oraz zwiększając jej potencjał gospodarczy. Jest to długa droga, która ma wiele znaków zapytania. Ważne, żeby ten proces jednak kontynuować. Byłby to sygnał nie tylko do Ukrainy i Rosji. To także komunikat do obywateli państw członkowskich UE oraz Waszyngtonu i Pekinu, pokazujący, że Europa jest wstanie proponować i realizować działania stabilizujące w regionie.

Napięcie wokół Tajwanu będzie zapewne rosło. Zwłaszcza, że w zeszły weekend wybrany został prezydent wyspiarskiego kraju, zwolennik niepodległości, Lai Ching.

Chiny zmieniały już w przeszłości podejście do kwestii Tajwanu. Wymienić tutaj można politykę „Jeden kraj, dwa systemy”, która okazała się z perspektywy Pekinu skuteczna wobec Hongkongu i Makau. Pomimo jej zaproponowania Tajwanowi, nie przyniosła rezultatu. Po Deng Xiaopingu inni przywódcy Chin prowadzili politykę negocjacji i gospodarczych zachęt aż po Ustawę Antysecesyjna z roku 2005. Dziś polityka Xi Jinping, obecnego przywódcy, który dąży do upodmiotowienia Chin, na poziomie Stanów Zjednoczonych, czyli państwa, które będzie miało wpływ na kształt handlu światowego, będzie miało swoje strefy wpływów, odstaje od tamtej wizji. Można powiedzieć, że działania Chin są bardziej zintensyfikowane. W tym kontekście, pozostawanie Tajwanu, jako obszaru deklarującego wyraźnie swoją niepodległość, jest dla Xi Jinpinga politycznie trudną kwestią. On na pewno odczuwa presję wewnętrzną, by tę kwestię rozwiązać. Szczególnie, że Stany Zjednoczone również nie dają sygnałów o możliwości „kroku wstecz”. Mając na uwadze możliwości Sił Zbrojnych Chin, odpowiedź USA, a przede wszystkim koszty wojny powodują, że Pekin pewnie nadal woli rozwiązanie pokojowe. Natomiast rozpatrywać należy co najmniej kilka scenariuszy na tym polu. W tym kontekście wielu analityków wskazuje na inny wariant rozwiązania siłowego, dość prawdopodobny. Chińczycy mogliby pokusić się o założenie morskiej i lotniczej blokady wyspy. Oczywiście byłby to krok obudowany działaniami dyplomatycznymi. Kolokwialnie rzecz ujmując, Chiny przerzuciłyby w takim scenariuszu piłkę na boisko Amerykanów mówiąc: albo uznajecie tę blokadę, albo będziecie musieli ją pokonać siłą, co będzie oznaczało wojnę. Sądzę, że Chinom jednak zależy, by zwłaszcza w optyce państw globalnego południa, które nie są bezpośrednimi beneficjentami dzisiejszego systemu międzynarodowego, prezentować się jako duży gracz potrafiący realizować swoją politykę w sposób pokojowy. Dlatego nie będą za wszelką cenę dążyły do tego, by występować w sprawie Tajwanu w roli agresora. Innym, optymalnym rozwiązaniem byłoby gdyby Stany Zjednoczone, uwikłane dziś w szereg regionalnych konfliktów, zdecydowały się zaproponować własną wersję nowego układu międzynarodowego, który zawierałby rozwiązanie problemu Tajwanu. Nie mam na myśli tu przekazania wyspy Chinom, ale formułę kompromisu, skutecznego w pewnej perspektywie czasu dla bezpieczeństwa międzynarodowego. Z drugiej strony Stany Zjednoczone nie musiałyby od razu rozbijać ewentualnej, chińskiej blokady siłą. W grę wchodziłyby mniej oczywiste działania ofensywne, ale też polityka sankcji i dodatkowych ceł. Niemniej miałyby one charakter eskalacyjny. Wydaje mi się jednak, że w tym roku świadkami kinetycznych działań w regionie Tajwanu nie będziemy. Chiny, podobnie jak Federacja Rosyjska będą pilnie obserwować jak będzie wyglądała przyszłość amerykańskiej polityki zagranicznej – mówiąc wprost: jakie rozstrzygnięcia przyniosą wybory prezydenckie w USA.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Dr Łukasz Wyszyński: Budowa okrętów kosztuje, ale ta inwestycja przełoży się na stan gospodarki - Dziennik Bałtycki

Wróć na slupsk.naszemiasto.pl Nasze Miasto