Dziewczyna zgubiła pieniądze, zapomniała PIN-u do bankomatu, potem panujący wokół zgiełk sprawił, że nie mogła trafić do akademika. Wizja otaczających ją "szklanych domów" wzbudziła taka panikę, że jedyne co przychodziło na myśl to dzwonić do mamy i uciekać, gdzie pieprz rośnie. Z jej relacji wynika, że w Słupsku nie mamy nawet domofonów, do których należy wbić kod - bo i z tym nie potrafiła sobie poradzić.
Wynika z tego, że słupszczanie powinni przed wyjazdem do większej aglomeracji dokształcać się technicznie. Może jakiś symulator Wa-wy powinien w mieście powstać, by kompleks mniejszego miasta nie wisiał nad głowami studentów jak gradowa chmura, która trafi piorunem w ich przestraszone ego zawsze gdy zdarza się niepowodzenie. Może jakieś warsztaty z "użytkowania stolicy" za unijne pieniądze?
Osobiście nie wiem czy śmiać się, czy płakać czytając takie zwierzenia. Czy fakt że w Warszawie mieszka ponad półtora miliona ludzi, a w Słupsku niewiele ponad 90 tysięcy jest powodem do wstydu. Nie wydaje mi się, żeby w Słupsku brakowało bankomatów i domofonów na kod. Z czego więc kompleks prowincji? Może z własnego niewartościowania i nieumiejętności odnalezienia się w wielkim świecie?
Czasami pewne niuanse można podciągnąć poczuciem humoru i inteligencją. Jednak to nie może być proste bo gdy czytam, że bohaterki artykułu "nie wiedziały, co to jest kajzerka, ani jak kupić bilet do metra, czuły się źle ubrane, głupsze, gorsze" to nawet nie chce mi się dociekać gdzie tkwi kompleks bo na pewno nie w prowincji.
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?