Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Felieton rowerowy Wjazd w literataturę: „Rowerem przez II RP"

Ireneusz Wojtkiewicz
Najnowszy bestseller literatury historycznej i rowerowej, którego przeczytanie zajmie kilka wieczorów
Najnowszy bestseller literatury historycznej i rowerowej, którego przeczytanie zajmie kilka wieczorów Ireneusz Wojtkiewicz
Powodów tego co w tytule może być wiele. Zwłaszcza, że wiosenna aura nie jest zbyt łaskawa dla rowerzystów, a na dodatek pandemia narzuca ograniczenia dla wypraw w większych gronach cyklistów. Ale jak nie ma z kim pogadać i pobiesiadować na trasie, to na szczęście można jeszcze zapuścić się w literaturę rowerową. Takowa wprawdzie nie stanowi rogu obfitości, ale trafiają się takie bestselery jak „Rowerem przez II RP. Niezwykła podróż po kraju, którego ju nie ma. Reportaż z 1934 roku”, autorstwa Bernarda Newmana (1897-1968).

Wydawca opatruje to ponad 400-stronicowe dzieło opisem okładkowym, że jest to przedwojenna Polska w oczach Brytyjczyka – prawdziwa uczta dla obieżyświatów, rowerzystów i miłośników historii. W lekturze zatapiam się na kilka wieczorów, zaczytując się wrażeniami autora z jego kilkumiesięcznej podróży, odbytej głównie na jego własnym rowerze, którym przejechał w sumie ponad 3 tysiące km przez Polskę i Litwę. Czym był dla niego ten jednoślad angielskiej produkcji i jakie maksymy autora warto zapamiętać – podajemy w ramce obok. Dodajmy jeszcze, że podczas tej wyprawy zdarzyła się tylko jedna awaria - pękły trzy sprężyny siodełka.
Pierwszy etap podróży po przedwojennej Polsce przebiegał przez obszar dzisiejszego województwa pomorskiego, zwany też przez ówczesnych „korytarzem”. Zapewniał Polsce dostęp do morza pomiędzy terytoriami Niemiec i Prus Wschodnich. Wtedy zwał się także jak obecnie – Szwajcaria Kaszubska z którą region słupski pozostaje w bliskim sąsiedztwie. Autor był nią zafascynowany pisząc: „Górnolotne miano, lecz okolicę cechuje tak niespodziewana uroda, że można wybaczyć tę przesadę. Kartuzy stanowią centrum regionu obejmującego kilkaset jezior, niektórych niezwykle malowniczych, innych zaś zwyczajnych”. Są tacy cykliści, który lubią tam bywać, dla innych to ciekawa propozycja na czasy z zaleceniem bywania w bezpośrednim kontakcie z przyrodą, najlepiej na odludziu.
Autor przepadał za bezpośrednimi kontaktami z przedstawicielami różnych narodowości, a także mniejszości narodowych, napotykanych podczas swego przejazdu. Były to spotkania niezwykle sympatyczne, pełne wzajemnej życzliwości, niekiedy komiczne. Nie był poliglotą, ale jakoś się dogadywał np. z naszymi rodakami, Niemcami, Litwinami, Rosjanami, Ukraińcami a nawet z Hucułami. Nie lubiły go tylko polskie żubry, przed którymi musiał wiać. Polski żołnierz, którego potrącił rowerem, okazał wielką skruchę za swoją nieuwagę, po czym znowu wpadł pod koła jego jednośladu, ale z drugiej strony ulicy. A wracając do „korytarza” od wschodu - wzdłuż nadbałtyckich zalewów i mierzei od Kłajpedy przez Kaliningrad do Gdańska - zobaczył łachy piachu po wycinkach nadmorskich lasów i to, że zasoby bursztynu są mikre. Przypominają się dzisiejsze wyczyny inwestycyjne pod dyktando paru głupków od wbijania słupków i stępek.
W głąb Polski ten brytyjski cyklista zapuścił się wieczorową porą w Grudziądzu aby ponad 70-kilometrową trasę do Bydgoszczy pokonać gdy zmrok nastawał. Co by nie mówić, kondycja imponująca. Był wojakiem zaprawionym walkami w okopach w 1918 roku, zwerbowanym następnie do kontrwywiadu. Jego bagaż mieścił się w wojskowym plecaku, ale już bez wyjściowego fraka, czym był trochę sfrustrowany. Pisał co widział min. z rowerowego siodełka jako reportażysta i brytyjski szpieg wojskowy zarazem. W okresie międzywojennym odwiedził ponad 60 krajów, w tym Polskę wielokrotnie, a opisywana książka jedną ze stu jego autorstwa. Ktoś podliczył, że tylko w 1940 r. przejechał rowerem ponad 30 tys. mil, w domu był niespełna miesiąc. Szkoda, że nie przeżył więcej niż 71 lat.

Warto wiedzieć
Autor traktował swój rower jako kompana, nazwał go George. Polegał na nim w wielu sytuacjach drogowych. Zapisały się we wrażeniach z podróży jako poradnik angielskiego cyklisty na drogach przedwojennej Polski. Podstawowa porada brzmi: W miastach jeżdżę zawsze z duszą na ramieniu, a placami zaciśniętymi na hamulcach, spodziewając się, że za chwilę kogoś przejadę. W sprawie jazdy po bezdrożach autor uprzedza: Jeśli więc pchanie roweru pod górę irytuje, to przymus pchania go w dół niemal dobija. Następie dopisuje: Nowoczesny rower dojedzie niemal wszędzie, pastwisko czy błotnista ścieżka nie są dla niego poważną przeszkodą. Jedna tylko rzecz natychmiast go zatrzyma – piach. Niewielu Anglików wie, co to znaczy jazda po piachu. Ostrzegających go słowami „nigdy nie poradzisz sobie we wschodniej Polsce” odpowiadał: Dobry rower wszędzie przejedzie. Po przejechaniu przez Polskę i Litwę ponad 3 tys. km autor oznajmił: Wątpię, czy jakikolwiek inny rower poza brytyjskim przetrwałby taką wyprawę. Nigdy nie widziałem w Polsce roweru, który można by porównać z George`m.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slupsk.naszemiasto.pl Nasze Miasto