Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak sobie radzą słupskie lokale miesiąc po poluzowaniu obostrzeń?

Wojciech Nowak
Wojciech Nowak
Od połowy maja zaczęliśmy odwiedzać i korzystać z usług punktów gastronomicznych. Najpierw jedynie w ogródkach na zewnątrz restauracji i pubów, a później także wewnątrz lokali. Sprawdziliśmy, w jakiej kondycji są słupscy gastronomicy po otwarciu swoich punktów.
Od połowy maja zaczęliśmy odwiedzać i korzystać z usług punktów gastronomicznych. Najpierw jedynie w ogródkach na zewnątrz restauracji i pubów, a później także wewnątrz lokali. Sprawdziliśmy, w jakiej kondycji są słupscy gastronomicy po otwarciu swoich punktów. Łukasz Capar
Od połowy maja zaczęliśmy odwiedzać i korzystać z usług punktów gastronomicznych. Najpierw jedynie w ogródkach na zewnątrz restauracji i pubów, a później także wewnątrz lokali. Sprawdziliśmy, w jakiej kondycji są słupscy gastronomicy po otwarciu swoich punktów.

To, że wszyscy czekali na otwarcie branży gastronomicznej widać na każdym kroku. Najpierw ogromnym zainteresowaniem cieszyły się ogródki przed lokalami, które później wreszcie mogły zaprosić klientów do środka. Ci skorzystali z tego bez chwili zawahania, a warto zaznaczyć, że żaden lokal w Słupsku, poza Duo Cafe, w czasie obowiązujących wcześniej obostrzeń oficjalnie nie działał. Poza tym, pomimo pandemii, w Słupsku otwarto też nowe punkty gastronomiczne.

Zapytaliśmy więc właścicieli lokali gastronomicznych w naszym mieście, jaka jest kondycja ich biznesów, jakie jest zainteresowanie klientów i jak widzą swoją przyszłość w drugim półroczu 2021 roku.

- Powoli odbijamy się od dna. Jeżeli nie będzie nowych obostrzeń, które znów nas ograniczą to prognozy są bardzo optymistyczne, bo ludzie są spragnieni, żeby spotkać się w lokalu i zjeść coś dobrego. Ale cały czas się martwimy, co może wydarzyć się pod koniec sezonu, jesienią. Czy wspomniane właśnie obostrzenia nie wrócą – mówi Joanna Tuziak, właścicielka restauracji Pod Kasztanem.

ZOBACZ TEŻ:

Jak dodaje, dla jej biznesu nie ma szans, aby w rozliczeniu rocznym wyjść chociaż „na zero”.

- Nawet jeśli zainteresowanie klientów będzie tak duże, jak teraz i będziemy mogli oczywiście normalnie funkcjonować do końca roku, to bardzo prawdopodobne jest, że i tak skończymy ten rok „na minusie”. W czasie lockdownu nie zwolniłam żadnego pracownika, mało tego, teraz zatrudniłam kolejnych, ale odrobienie strat z ostatnich miesięcy, gdzie bazowaliśmy jedynie na dowożeniu naszych dań, jest niemożliwe – dodaje.

Właścicielka Piwiarni Warka, pani Katarzyna Wolska-Bogusz, zaznacza, że w jej wypadku szczęściem w nieszczęściu jest to, że Euro 2020 odbywa się właśnie teraz, kiedy jej lokal może być otwarty i klienci mogą przeżywać piłkarskie emocje w jego progach.
- Euro dało nam dodatkowy „zastrzyk” klientów, poza tym pogoda sprzyja przebywaniu w ogródkach piwnych. Widzę po klientach, że stęsknili się za spotkaniami, za przebywaniem w swoim gronie gdzieś na zewnątrz, w restauracjach i pubach – mówi pani Katarzyna.

Pani Katarzyna również zaznacza, że nie ma szans, aby zamknąć ten rok z zyskiem, zakładając, że lokale pozostaną otwarte.
- Byliśmy siedem miesięcy zamknięci. Nikt nam w tym czasie nie odpuścił na przykład kosztów dzierżawy. Lokal był zamknięty, ale opłaty zostały. Utrzymałam wszystkich pracowników, nikomu nie wręczyłam wypowiedzenia – informuje Katarzyna Wolska-Bogusz. - Jednocześnie uważam, że jeżeli zainteresowanie klientów się utrzyma, to może zamkniemy ten rok „na zero” albo z niewielką stratą – dodaje.

Jednocześnie właścicielka Warki jest zdecydowana pozostawić swój lokal otwarty, nawet jeżeli wrócą obostrzenia i kolejny lockdown dla gastronomii.
- Postanowiłam tak, ponieważ kolejne zamknięcie lokalu będzie równało się z „zabiciem” mojego biznesu. Ile może mieć każdy z nas oszczędności i bazować na dotacjach rządowych, które są po prostu znikome – informuje nas na koniec pani Katarzyna.

Pomimo, że sytuacja w branży gastronomicznej była bardzo trudna, to powstawały też nowe lokale. Można tu wymienić chociażby burgerownię Kino Burger, czy restauracje Chai Thai, Prohibido lub Dym na wodzie. Właściciel tej ostatniej podzielił się z nami swoją opinią o kondycji swojego biznesu.

- U nas jest OK, mamy swoją klientelę, ale warto zaznaczyć, że przecież dużo ludzi uciekło z branży gastronomicznej do innych sektorów, ponieważ nie wiedzą, co się dalej będzie z tym wszystkim działo. Osobiście staram się śledzić sytuację gastronomików w kraju i zauważyłem, że dla każdego właściciela lokalu sytuacja wygląda różnie. Jedni ledwo wiążą koniec z końcem, a inni mają pełne obłożenie. Ciężko mi powiedzieć od czego to zależy – mówi Rafał Niewiarowski, właściciel Dymu na wodzie.

Jednocześnie pan Rafał ma już plan, co zrobi, jeżeli obostrzenia wrócą.
- W takim wypadku zmienimy menu, przekształcimy się w lunchownie, będziemy serwowali tańsze i prostsze w przygotowaniu dania. Po prostu będziemy działać. Na pewno nikogo nie zwolnię, ponieważ pracuję ze wspaniałymi ludźmi. Cały czas będę inwestował w firmę, bo chcę aby Dym na wodzie był w gronie dziesięciu najlepszych restauracji w kraju – dodaje.

Podsumowując, na pierwszy rzut oka właściciele lokali odżyli, ale wszyscy oni biorą pod uwagę, że lockdown może wrócić. W tej chwili jednak są dobrej myśli i z nadzieją spoglądają na nadchodzące tygodnie oraz miesiące.

Bądź na bieżąco i obserwuj:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slupsk.naszemiasto.pl Nasze Miasto