Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koronawirus w Małopolsce. Sąsiad łamie kwarantannę i może zarażać. Mieszkańcy dzwonią na policję i do sanepidu

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
fot. Grzegorz Olkowski / polska press
„Mój sąsiad może roznosić koronawirusa!” i „Niejaki Malinowski, zamieszkały w bloku przy ulicy… w Krakowie chodzi do sklepu mimo kwarantanny” - policja i sanepid są zasypywane tego typu zgłoszeniami. Małopolanie ślą je telefonicznie i mejlem. Na ratunkowy numer 112 też niemal bez przerwy dzwoni ktoś zaniepokojony zachowaniami innych. – I bardzo dobrze – chwali mł. insp. Sebastian Gleń, rzecznik małopolskiej policji. - Mamy już w regionie prawie 17 tysięcy osób na obowiązkowej kwarantannie i ponad 3300 objętych nadzorem epidemiologicznym. Ich pilnowaniu służą trzy narzędzia: wizyty patroli, aplikacja na smartfony oraz sąsiedzka czujność. Ta ostatnia jest nie do przecenienia.

FLESZ - Koronawirus. Puste kościoły i brak święconki

Telefony zaniepokojonych mieszkańców zaczęły się 3 marca (gdy służby sanitarne ujawniły pierwszy przypadek zachorowania na COVID-19 w Polsce), a nasiliły się 12 marca, gdy rząd ogłosił wprowadzenie potężnych restrykcji – z zamknięciem szkół i przedszkoli włącznie.

Po tym, jak w nocy z 14 na 15 marca zamknięto zewnętrzne granice Polski (początkowo na 10 dni, a potem o kolejnych 20) mieszkańcy miast i wsi zaczęli się baczniej przyglądać sąsiadom powracającym z zagranicy lub tym, którzy niedawno gdzieś podróżowali.

Epidemia. Sąsiedzi: „Boże, on był w Wenecji!”

Na początku na cenzurowanym znaleźli się – obok amatorów azjatyckich wojaży - wszyscy, którzy odwiedzili w tym roku Włochy, a potem także Hiszpanię, Niemcy, Szwajcarię… Do tego, by znaleźć się pod lupą sąsiadów, wystarczył nawet jednodniowy wypad biznesowy.

W sanepidzie i na policji słyszymy, że dominują dwa rodzaje zgłoszeń: najczęstsze dotyczą łamania zasad kwarantanny, drugie w kolejności – podejrzenia, że ktoś może być chory i próbuje to ukryć . W Małopolsce nie doszło jeszcze wprawdzie do sytuacji takich, jak w chińskiej prowincji Hubei, gdzie w celu powstrzymania epidemii (czytaj: ludzi w domach) władze potrafiły… zaspawać od zewnątrz drzwi do budynku, a po osoby z podwyższoną temperaturą przyjeżdżały specpatrole, by siłą zapakować delikwentów do ambulansu przypominającego milicyjną „sukę”.

- Ale ludzie wyraźnie oczekują, że odpowiednie służby coś z podejrzanie lub niewłaściwie zachowującymi się obywatelami zrobią. I my sprawdzamy wszystkie sygnały – zapewnia Sebastian Gleń. Dodaje, że dotyczy to także anonimowych zgłoszeń na ratunkowy numer 112.

Koronawirus pod lupą: Przy wsparciu wojska i czujnych sąsiadów

Na kwarantannie w całej Małopolsce przebywa już ponad 15 tys. mieszkańców. Wprawdzie lokalizacji jest mniej (bo w jednym miejscu odosobnienie przechodzi często po kilka, a nawet kilkanaście osób), ale skuteczny dozór nad tak dużą grupą jest dla stróżów prawa coraz większym wyzwaniem. Tym bardziej, że szybko rośnie także liczba ludzi izolowanych w domach w związku z wykryciem zakażenia – tylko w poniedziałkowe przedpołudnie spośród 17 wykrytych tego dnia przypadków, aż 15 objętych zostało właśnie izolacją i leczeniem w domach.

Małopolska policja musiała się przegrupować, kierując funkcjonariuszy z mniej obciążonych powiatów do tych bardziej obciążonych. – Wspierają nas zawodowi żołnierze w liczbie, na razie, ponad stu. Dochodzi do tego kontrola za pośrednictwem aplikacji Kwarantanna. Niezwykle cenna jest jednak także obywatelska czujność, czyli zgłaszanie nam przez mieszkańców niesubordynacji sąsiadów - podkreśla rzecznik małopolskiej policji.

Przypomina, że za opuszczenie kwarantanny grozi dotkliwa grzywna, natomiast wyjście z izolacji przez osobę zakażoną to już klasyczny „kryminał”: za narażanie zdrowia i życia innych można pójść na wiele lat do więzienia.

Uwaga, koronawirus! Sąsiad (i monitoring) nie kłamie

Niestety, nie wszyscy biorą sobie to do serca. Tylko w ostatnich dniach policjanci potwierdzili w różnych miejscach Małopolski przypadki naruszenia kwarantanny zgłoszone przez sąsiadów na 112.

- Najczęściej chodzi o wyjścia do sklepu. Policjanci zastają delikwenta w domu, a ten zarzeka się, że nigdzie nie wychodził, ale wywiad wśród sąsiadów oraz sprzedawców w sklepie pozwala im ustalić, że jednak opuścił kwarantannę. W paru wypadkach pomogła nam też obecność kamer monitoringu. Zapisy wideo są teraz dowodem w skierowanych do sądu sprawach o ukaranie niesubordynowanych obywateli – opisuje Sebastian Gleń.

Pracownicy sanepidu i policjanci otrzymują też wiele zgłoszeń dotyczących osób, które wróciły do Polski z zagranicy przed blokadą granic, czyli w sobotę 14 marca i trochę wcześniej. Ludzie tacy nie zostali objęci obowiązkową kwarantanną (niektórzy poddali się jej dobrowolnie), więc mogą się poruszać, jak wszyscy. Mimo to w wielu wypadkach wzbudzają niepokój na swoich osiedlach oraz w wioskach, zwłaszcza jeśli pojawiają się w miejscach, w których – wedle powszechnej wiedzy – rośnie ryzyko zakażeń, jak sklepy, kościoły czy publiczna komunikacja.

- Nagminnie dzwonią życzliwi i mówią: „Edek wrócił z Niemiec przed piętnastym, ale wygląda dziwnie, czerwony jakiś, chyba gorączkę ma”. A co dopiero, jak – nie daj Boże – kaszle. Nawet takie sygnały sprawdzamy, by rozwiać wszelkie wątpliwości i by ludzie mieli poczucie, że odpowiednie służby czuwają i reagują – mówi pracowniczka małopolskiego sanepidu.

Gdy kolega z pracy ukrywa gorączkę

Nikogo już nie dziwią przeprowadzane przez kontrolerów inspekcji „wywiady” w terenie. Większość Małopolan przyjmuje je ze zrozumieniem, poddaje się kontroli temperatury i uczciwie odpowiada na pytania o zagraniczne wojaże. Do wszystkich dotarło, że ukrywanie tego typu informacji jest momentalnie ujawniane i piętnowane przez lokalną społeczność. – Sprawę ułatwia to, że można takie informacje przekazać anonimowo – przyznaje Sebastian Gleń.

Dotyczy to także obserwacji poczynionych w miejscu pracy. Większość ludzi żyje dziś w strachu przed koronawirusem, ale z każdym dniem przybywa również tych, którzy boją się utraty zatrudnienia, co rodzi ryzyko przychodzenia do roboty nawet mimo wyraźnych objawów choroby. Nie zawsze musi być to koronawirus (i w zdecydowanej większości przypadków nie jest), ale w dzisiejszych czasach nawet pokasływanie i chrypka oraz wypieki na policzkach wzbudzają potężne zaniepokojenie – i skłaniają do podzielenia się obawami z policją czy sanepidem. Zwłaszcza jeśli pokasłujący był niedawno za granicą, np. na feriach w Hiszpanii, Włoszech czy Austrii.

Najwięcej tego typu zgłoszeń pochodzi z Krakowa oraz terenów, których mieszkańcy gremialnie pracują na co dzień za granicą, choćby z Podhala. Ostatnio rośnie też liczba zgłoszeń z obszarów, na których stwierdzono najwięcej zakażeń – z natury rzeczy wzmacnia to obawy, a zarazem czujność mieszkańców.

Szczęśliwie mocno zmalała ostatnio liczba zgłoszeń i interwencji dotyczących innych zdarzeń, których w tzw. „normalnych czasach” jest sporo, zwłaszcza w ruchu drogowym – bo ten zasadniczo się zmniejszył. Dzięki temu policjanci mają czas na sprawdzanie sygnałów związanych z koronawirusem, w tym – ewentualnym łamaniem kwarantanny.

Koronawirus: aktualizowany raport

Pobierz bezpłatną aplikację Gazety Krakowskiej i bądź na bieżąco!
Oprócz standardowych kategorii, z powodu panującej epidemii, wprowadziliśmy do niej zakładkę, w której znajdziesz wszystkie aktualne informacje związane z epidemią koronawirusa.

Aplikacja jest bezpłatna i nie wymaga logowania.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto