Był piątek, 13 marca, chwilę przed godz. 21. Aleksandra wracała obwodnicą do domu w Wieszynie ze Słupska, gdzie uczyła się do matury.
- Nagle na środku drogi zobaczyłam leżące na brzuchu małe dziecko. To był szok. Zatrzymałam auto na drodze i wybiegłam. Dziecko miało obróconą na bok główkę całą we krwi. Myślałam, że nie żyje, ale dotknęłam go i czułam puls. Wezwałam karetkę. Dopiero po chwili, kawałek dalej zobaczyłam rozbity samochód, a wokół niego fotelik dziecięcy i jakieś torby. Auto było tak roztrzaskane, że przestraszyłam się, że nikogo żywego w nim nie będzie. Jednak wysiedli z niego kobieta i mężczyzna. Zaczęli krzyczeć, biegać w kółko. Sama byłam na granicy histerii, ale tłumaczyłam sobie, że muszę być silna - wspomina Aleksandra.
Ola chwyciła jakiś koc leżący przy aucie i przykryła nim chłopca na jezdni. Zaś gdy rodzice chcieli wyciągnąć drugiego, pięciolatka zaklinowanego między fotelami, krzyknęła, by go nie ruszali.
- Nigdy nie robiłam kursu pierwszej pomocy, ale słyszałam, że ofiar wypadku lepiej nie ruszać, bo mogą mieć uszkodzony kręgosłup.
Zanim przyjechało pogotowie i zabrało rodzinę do szpitala, mężczyzna z auta dał Oli swój numer telefonu i poprosił o pozbieranie ich rzeczy.
- Zadzwonił później, mówił, że jestem ich aniołem stróżem, dzięki któremu oni żyją, a przede wszystkim żyje Oliwier, ten półtoraroczny chłopiec. On był w najcięższym stanie, ale wraca do zdrowia. Niedawno zaś przyjechali do mnie z bukietem tulipanów, by podziękować - wspomina Ola. - Często wracam myślami do sytuacji z 13 marca, bardzo to przeżyłam, ale obwodnicą już nie jeżdżę.
20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?