Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Bartoszem Kowalczukiem o sukcesie gali dla Bartka Agatowskiego i Kacpra Kijewskiego

Marcin Kapela
Znany jest już dochód, jaki przyniosła sprzedaż biletów i licytacje gadżetów na I Międzynarodowej Charytatywnej Gali K1 - MMA - Boks. Kwota 17.298 zł i 32 gr została podzielona na dwóch chłopców i ma wesprzeć ich leczenie. Obaj w piątek (22.11) przyjęli zaproszenie organizatorów i spotkali się w Active Gym, klubie Magdaleny i Bartosza Kowalczuków.

Obaj chłopcy pojawili się w piątek w klubie Active Gym, gdzie oczekiwali ich Magdalena i Bartosz Kowalczukowie oraz Jolanta Lubańska i Agnieszka Caronia. To główni organizatorzy I Międzynarodowej Charytatywnej Gali K1 -MMA - Boks, która 11 listopada została przeprowadzona w wypełnionej kibicami hali miejskiej w Lęborku.

Kacper pojawił się wraz z rodzicami Joanną Kijewską i Łukaszem Kijewskim.

- Takie wsparcie jest nam bardzo potrzebne, bo Kacper jest tak chory, że do końca życia będzie potrzebował pomocy specjalistów. Taka gala to był dla nas bardzo pomocny zastrzyk gotówki. Sama gala była piękna, bardzo się nam podobała. Fajnie, że ktoś pomyślał o Kacperku. Bardzo dziękujemy i jesteśmy wdzięczni, że pomyśleli o nas. Na ten moment Kacper jest po ostatniej, planowej operacji, ale nie wiemy, co czeka nas w przyszłości. W tej chwili jest dobrze. Co prawda łapie infekcje, ale pora jest też taka. Nie ma też odporności jak inne dzieci zdrowsze.

- mówi mama chłopca.

Czytaj również:Mama Bartka Agatowskiego chce założyć stowarzyszenie

W naszej rozmowie Bartosz Kowalczuk podsumowuje to wydarzenie i zapowiada organizację kolejnych.

Skąd pomysł na organizację gali sportów walki w Lęborku?

- Pierwsza sprawa to możliwość pokazania się zawodników od nas, z naszego klubu Fighter Lębork. Startujemy, jeździmy po Polsce, a w Lęborku nikt o tym nie wie. A startujemy w dobrych turniejach, zawodnicy dają dobre walki. Chcieliśmy wypromować ten sport, pokazać, że to nie jest tylko bicie się, ale wymaga wielu umiejętności. Drugi powód to nieprzypadkowa data. Uczcić święto niepodległości nie tylko składając wiązanki, wieńce, znicze, ale dla większego grona ludzi. Trzeci cel to cel charytatywny, ustalony w porozumieniu z Agnieszką Caronią i Jolantą Lubańską z Prywatnego Przedszkola Językowego - Terapeutycznego Tęczowa Kraina . Uzbierać pieniądze na wsparcie dla dwóch chłopców. Kacper Kijewski to syn naszego byłego zawodnika, któremu chcieliśmy pomóc. Bartek Agatowski to sportowiec, piłkarz, który ma teraz ograniczone możliwości przez chorobę. Planujemy robić tę imprezę w dalszym ciągu, żeby to było 11 listopada, stała data w kalendarzu. Jesteśmy już po rozmowach w Urzędzie Miejskim i mamy deklarację, że ta data będzie nasza. Będziemy szukali osoby lub osób, które potrzebują pomocy. Będziemy wyznaczali konkretny cel z założeniem, że nie będzie to impreza nastawiona na zysk, tylko na promocję miasta, zawodników, uczczenie święta, ale przy okazji cel charytatywny. Miesiąc siedziałem przy telefonie i na mailach, żeby to wszystko zgrać.

Czytaj również:Znalazł się dawca szpiku dla Konrada Reppa

Teraz już z krótkiej perspektywy, co było najtrudniejsze w przygotowaniu gali?

- Od strony sportowej to byłem spokojny. Mamy wieloletnie doświadczenie, kontakty z różnymi klubami i nie było wielkich problemów, aczkolwiek do końca nie można być pewnym, bo czasami kontuzje zdarzają się dzień przed turniejem. Złożyłem kartę walk, udało się namówić zawodników z Wielkiej Brytanii. Ciekawostka, że ich trener to Polak, który wyemigrował w latach 90-tych i poczuł datę. Zgodził się na bardzo dobrych warunkach finansowych, bo tylko jeden zawodnik był opłacony i to za ułamek tego, co normalnie dostaje, a pozostali walczyli bez gaży. Wielkie ukłony dla niego. Oni jeżdżą na duże turnieje, mistrzostwa świata, a Lębork to taka miejscowość, że nie każdy musi wiedzieć, gdzie to jest. Ja też nie wymagam, żeby każdy walczył bez gaży, bo zostawia się zdrowie. Gorzej organizacyjnie, bo to jednak duże przedsięwzięcie, koszty też są duże, ale zagrał nasz lokalny patriotyzm, bo nikt z właścicieli firm nie odmówił wsparcia. Czy finansowo, czy w usługach. Każdy dołożył swoją cząstkę i udało się to wszystko skleić. Przyszło masę ludzi. Był taki moment, że przeraziłem się, że nie daj Boże, jak coś się zacznie dziać, to nie opanujemy tego. Ale wszystko poszło dobrze.

Która walka na gali najbardziej się panu podobała?

- To jest ciężkie pytanie. Na pewno walka dziewczyn była niesamowicie zacięta. To była pierwsza walka naszej zawodniczki Beaty Wegner. Jest sportowcem, biega maratony, jest bardzo wytrwała. Walka Mateusza Miotke w MMA była dojrzała, profesjonalna. Super zawalczyły dzieciaki. No i walka Aliego z Pawłem Świeczkowskim to była najwyższa klasa światowa. To była walka, której nie powstydziłaby się żadna profesjonalna gala. Ali jest mistrzem świta w muayi thai z tego roku. W tym roku wygrał Grand Prix K1 na gali w Londynie. Jest rozpoznawalny globalnie. Szukałem zawodnika, który nawiążę z nim walkę. Ma długie ręce, nogi, kondycyjnie jest nie do zajechania. Paweł Świeczkowski w I rundzie „nadgryzał” go i miałem nadzieję, kibicowałem mu, ale pod koniec II rundy dostał takie uderzenie na brodę, że go „zgasiło”. Trzecia runda była już na przetrwanie. Przyszło masę ludzi. Był taki moment, że przeraziłem się, że nie daj Boże, jak coś się zacznie dziać, to nie opanujemy tego.

Czy pójdzie pan w tym kierunku, żeby jeszcze podnieść poziom sportowy, a będzie mniej pokazowych walk?

- Mam już teraz przegląd, jak ludzie reagują i z pewnych rzeczy zrezygnuje. Poukładam też inaczej wagi. Lżejsze wagi są szybsze i to się fajnie ogląda. Układanie karty walk wygląda tak, że mam już lewą stronę skompletowaną z podstawowych zawodników i szukam prawej. Znam wielu trenerów, wiem do kogo się zwrócić. Podaje, że mam zawodnika z takim rekordem walk, warunkami fizycznymi i pytam, czy mają na podobnym poziomie. Przysyłają kandydaturę, a ja sprawdzam, czy nie jest o dwie klasy lepszy, żeby walka była wyrównana. Jest wielu dobrych zawodników i będziemy chcieli podnosić poziom walk. Trenujemy u siebie zawodników, którzy cały czas rozwijają się, cały czas idą do przodu. Jeden bardzo dobry tydzień przed galą złamał nos. Są młodzi, ale już pukają do drzwi.

Wspomniał pan o pomocy z miasta.

- Nie było problemu z datą. To jest dzień, który jest wolny od pracy, a pracownicy przyszli, pomogli, dostaliśmy dzień wcześniej halę. To była pierwsza taka impreza i niekoniecznie musieli wiedzieć, czego się spodziewać. Po tym pierwszym razie będzie nam już łatwiej współpracować. Nie było żadnych problemów. Trzeba też podkreślić, że sport nie rozróżnia partii politycznych. Trzeba razem, wspólnie działać bez względu na to, kto reprezentuje jaką partię. Jeżeli ktoś chce nam pomóc, to jak najbardziej przyjmiemy tę pomoc.

Która ze sztuk walk jest panu najbliższa?

- Sercem jestem przy tym, od czego zaczynałem. Jestem zawodnikiem stójkowym, ale zawsze starałem się o nowe wyzwania. Zaczęło się od taekwondo, potem był kick boxing w którym miałem już takie wyniki, że czułem się spełniony. I tak poszliśmy w stronę MMA, a to sztuka walki, w której trzeba być dobrym w każdej płaszczyźnie. Ale startujemy też w kick boxingu, w K1.

- Ilu zawodników trenuje obecnie w klubie Fighter Lębork?

- Łącznie we wszystkich grupach, od dzieci przez młodzież po dorosłych, trenuje około 50 osób. Z trenerów jestem ja, Adam Wojnicz, są osoby, które pomagają nam spoza Lęborka, bo wysyłamy zawodników i mogą brać udział w sparingach. Nasz klub jest otwarty i często przyjeżdżają do nas z innych miast. Też moi byli wychowankowie, którzy wyemigrowali.

Daje pan gwarancję, że nie będzie to jednorazowa impreza?

- Nie będzie. Już mam zapewnioną ekipę na kolejną galę. Jeżeli nie wyjadę, nie zmorzy mnie choroba, to ja ze swojej strony na pewno. Musiałby wydarzyć się jakiś kataklizm, żebym nie był w stanie fizycznie tego zrobić. Na przyszłą galę wybierzemy jedną osobę, której będziemy chcieli pomóc w konkretny sposób. To już zostawiam dziewczynom, kto to będzie.

Czy przydałby się patronat nad imprezą jednej z większych organizacji sportów walki?

- Nie ma potrzeby. To wiąże się z pewnymi kosztami, trzeba zapłacić licencję, od nich sędziów. To jest kwestia skompletowania sobie zawodników. Federacje promują swoich zawodników, niekoniecznie tych najlepszych.

Kto był w ścisłym sztabie organizacyjnym gali?

- Od strony sportowej ja. Znalezienie sponsorów było w większości po mojej stronie. Od strony charytatywnej to Agnieszka Caronia i Jolanta Lubańska, też kontakty z mediami. Nie będę ukrywał, że organizacyjnie dużo pomógł mi Patryk Bianga. Zezwolenia, pozwolenia, pisma. Odciążył mnie od tego całkowicie. Chciałbym, żeby został w naszym sztabie na linii organizatorzy – miasto.

Pytając pana Bartosza, kto był w sztabie organizacyjnym gali, wymienił panią.

- Przede wszystkim działał Bartek

- podkreśla Agnieszka Caronia.

- Zgłosił się do nas o pomoc. Szukał dzieci, którym chciałby pomóc. Z racji tego, że prowadzimy przedszkole terapeutyczne, to mamy komu pomagać. W pierwszej kolejności pomyśleliśmy o naszym byłym przedszkolaku Bartku Agatowskim oraz obecnym Kacprze Kijewskim. Oni potrzebują pomocy na już. Bartek zgodził się i zaczęliśmy współpracę. Mamy nadzieję, że będzie ona też w przyszłości. Każde dziecko, które jest u nas ma inną chorobę, inny rodzaj niepełnosprawności, bądź zaburzenia. Nie można tego porównywać. Mamy też dzieci z głębokim upośledzeniem intelektualnym, więc każde dziecko potrzebuje czegoś innego. Przypadki tych chłopców były najpilniejsze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lebork.naszemiasto.pl Nasze Miasto