Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Światowy Dzień Życzliwości i Pozdrowień. Czy Pomorzanie są życzliwi? Sprawdziliśmy!

B.Cirocki, A.Mizera-Nowicka
Uśmiech, miłe słowo, pomocny gest i świat staje się piękniejszy. Z okazji Światowego Dnia Życzliwości i Pozdrowień postanowiliśmy sprawdzić, jak wygląda pomorska rzeczywistość. Życzliwość mieszkańców Kartuz sprawdzał Bartosz Cirocki, a gdańszczan Anna Mizera-Nowicka

Powiadają, że Światowy Dzień Życzliwości i Pozdrowień wywodzi się z USA, gdzie obchodzi się go od 1973 roku. Bzdura wierutna. Przecież to jak najbardziej nasz, słowiański wynalazek. Zanim ktoś usłyszał o takim święcie za oceanem, na jego pomysł wpadli nasi południowi bracia z Czechosłowacji. Swój dzień życzliwości i pozdrawiania mieli bowiem, a jakże, Żwirek i Muchomorek. Zgodzą się z tym zapewne widzowie pamiętający odcinek, w którym sympatyczni bohaterowie usiedli przed chatką postanowiwszy mówić "dzień dobry" każdemu, kto tamtędy przejdzie. Jak to krzewiciele nowych idei, nie mieli łatwo i nie znaleźli zrozumienia - borsuka Pasibrzucha na tyle rozsierdziły pozdrowienia, że o mało nie zburzył domku z pnia drzewa. Na szczęście pojawiła się myszka Filipka i...

Czytaj także: 9 listopada: Dzień Gry Wstępnej. Zobacz najdziwniejsze teksty na podryw

Pomni doświadczeń prekursorów z krainy z mchu i paproci podejmujemy ów eksperyment. Jedno z nas zbada mniejsze pomorskie miasto. Drugie stolicę Pomorza. Najpierw sprawdzamy poziom życzliwości w Kartuzach.

"Spier... czubku"
Nieco modyfikuję metodologię - siadam na ławce w parku, daleko od domu rzecz jasna, i na wszelki wypadek ignoruję osobników o aparycji borsuka. Na 14 nieznajomych, którym ze szczerym uśmiechem posyłam "dzień dobry", odpowiada siedem, mniej lub bardziej sympatycznie. Pozostali na ogół patrzą na mnie jak na idiotę. Deklamowania formuł "życzę miłego dnia" oraz "bardzo ładnie pani dziś wygląda" zaprzestaję po pierwszych próbach w obawie o swoje bezpieczeństwo.
Dopiero po czternastym "dzień dobry" dostrzegam, że owe epokowe badania społeczne z niedalekiej ławki śledzi "znajomy". Do używania tego tytułu upoważnia mnie chyba kilkakrotna z nim "konwersacja" w stylu "Kierowniku, dorzuć piątaka na bilet/bułkę/soczek (w zależności od sytuacji)". Przekonany, iż za chwilę obserwator podejdzie, a ja będę mógł awansem spełnić powinność dnia życzliwości bilonem, posyłam zachęcający uśmiech. Obserwator nie rusza się z miejsca, odwraca głowę, więc to ja podchodzę.

- Kierowniku, piątaka mam do odstąpienia, w sam raz na pięciogwiazdkowe - rzucam. - Spier... czubku - z trudem dostrzegam życzliwość w szorstkim głosie.

"Smacznego" zamiast "Misia"
Wstrząśnięty, acz pełen zapału spieszę kontynuować doświadczenie w supermarkecie. Na moją prośbę kręcąca się między półkami miła pani z obsługi uprzejmie przemierza pół sklepu, by pokazać interesującą mnie półkę i pożegnać słowami "bardzo proszę".

- Proszę - słyszę po chwili, stojąc w kolejce od poprzedzającego mnie konsumenta z koszem wypełnionym po brzegi różnościami. Na widok jednego produktu trzymanego przeze mnie w ręce wskazuje gestem miejsce przed sobą.
"Chyba przejrzeli moje knowania" - przypuszczam i chcąc zniwelować nadwyżkę pozytywnych spostrzeżeń, decyduję się wstąpić do miejsca, które od czasów "Misia" słynie z niebywałej wręcz uprzejmości - baru. Złożywszy zamówienie pieczołowicie wyliczam monety, łypiąc na panią za ladą, która niczym oaza cierpliwości czeka z uśmiechem. Po chwili przekonuję się, że bez wątpienia słyszała o zbliżającym się święcie, bo na niewybredne kłamstwo "oj, zabrakło mi 20 groszy" odpowiada:
- Nie trzeba.

Dziękuję i siadam przy stoliku najbliższym wyjścia, by sprawdzić, który z wchodzących przywita obecnych. Trzech nowych klientów, przestępując drzwi, rzecze "dzień dobry", a jeden "smacznego". Dwóch nie mówi nic, z czego jednemu wybaczam natychmiast, widząc z jakim pośpiechem konsumuje talerz flaków. Wszyscy klienci pokornie odnoszą naczynia we wskazane miejsce, za co otrzymują podziękowanie z wywieszonej tam kartki.

Na drodze życzliwość nie popłaca
Najlepszym papierkiem lakmusowym poziomu życzliwości będzie ulica i to przetestowana z dwóch perspektyw. Wiadomo nie od dziś, że to oaza wszelkich pozytywnych cech narodowych Polaków. Podczas trwającej kwadrans przejażdżki samochodowej szukam okazji do uczczenia święta - zatrzymując się przed światłami, puszczam hamulec nożny i zaciągam ręczny, nie wściekając się wcale, że poprzedzający mnie pojazd drażni mój wzrok nie tylko światłem stopu, ale też przeciwmgłowym, choć widoczność jest dobra. Dwa razy migam reflektorami kierowcom, którzy zapomnieli o ustawowym obowiązku włączenia świateł, raz otrzymuję za to podziękowanie. Znaczącym machnięciem ręki odpowiada mi każdy z czterech kierujących, których przepuszczam na skrzyżowaniach. Znów przekonuję się, że uprzejmość wobec innych uczestników ruchu nie popłaca - sam zostaję wpuszczony raz, a na celowo wyłączone światła przez pięć minut nikt nie zwraca mi uwagi.

Czytaj także: Dzień Kubusia Puchatka obchodzony 18 stycznia. Miś ze Stumilowego Lasu obchodzi swoje święto

Sześć razy przepuszczam pieszych na przejściu. Idąca z grupą dzieci szykownie ubrana pani uśmiecha się znacząco, a jeden pędzący gdzieś jegomość z wdzięcznością macha ręką.

Dla siebie i dla kolegi
Szybka zmiana ról, porzucam kierownicę i pieszo kluczę po mieście, pokonując przejścia dla pieszych z częstotliwością godną aktywisty Samoobrony w latach jej świetności. Trzykrotnie zatrzymuje się pierwszy samochód, wielokrotnie któryś z kolei, dwa razy żaden, a w jednym przypadku kierowca staje na pasach, nic nie robiąc sobie ze zmuszonych do omijania go przechodniów. Spacerując, rozdaję uśmiechy na prawo i lewo, najczęściej spotykając się ze zdziwionymi minami w ten sposób obdarowanych.

- Panie kolego - zaczepia mnie wyraźnie "zmęczony" ciężkim dniem delikwent w średnim wieku. - Poczęstuj pan papieroskiem.

Pokornie wyjmuję niemal pełną paczkę, nie spodziewając się, że za chwilę doświadczę najwyższego stopnia wtajemniczenia w sztuce życzliwości, czyli szczerej troski o współbliźnich.

- Wezmę jeszcze na później - mówi miłośnik cudzego tytoniu, wyciągając dwie sztuki, a widząc mój życzliwy uśmiech, nie przepuszcza okazji na więcej. - Pożyczę jeszcze dwa, wie pan, z kolegą jestem.

I on trafi kiedyś na osła
Ponieważ Kartuzy zostały przebadane wzdłuż i wszerz, czas przekazać pałeczkę do Gdańska. Tu, już w drodze do pracy, pojawiają się pewne schody. Ponieważ autobus przyjeżdża nieco wcześniej niż powinien, nie mam czasu na zakup biletu w automacie. Idę do kierowcy i proszę o bilet. Ten w pojeździe jest 60 groszy droższy. Zaglądam do portfela, a tam albo 20 zł w papierku, albo 3,55 zł, czyli o 5 gr za mało. Kierowca ze skwaszoną miną pokazuje mi plakat na szybce, który informuje, że bilet mogę kupić jedynie, jeśli mam odliczoną kwotę. - Ale brakuje mi tylko 5 groszy. Nie zdążyłam kupić biletu na przystanku - próbuję przekonać starszego pana. On jest jednak nieprzebłagany. - Każdy tak mówi, a ja nie będę wiecznie dopłacał do interesu - tłumaczy.

Nie daję za wygraną. Pytam innych pasażerów, czy nie mogą rozmienić mi 20 zł. Młoda kobieta wręcza mi 10 gr. - Proszę się nie martwić. I on kiedyś będzie potrzebował pomocy, może trafi na równie upartego osła - mówi z uśmiechem wysoka blondynka.

Aby afera z biletem się nie powtórzyła, idę kupić ich zapas na dworzec. 8-osobowa kolejka do okienka oznacza przynajmniej kilka minut czekania. - Strasznie się spieszę. Bardzo panią proszę, nie przepuściłaby mnie pani? - zwracam się do staruszki, a ta z uśmiechem przechodzi za mnie. Podobnie reaguje jeszcze kilka osób, choć oni się już nie uśmiechają. Blokadę napotykam dopiero tuż przed okienkiem. - Każdy się spieszy - syczy młody mężczyzna w odpowiedzi na moje pytanie.

W drodze do redakcji pytam przechodniów o drogę do Urzędu Marszałkowskiego. Na cztery osoby tylko jedna nie ma czasu.

Na cztery z minusem
O uprzejmość trudniej jest wśród kierowców. Przed przejściem dla pieszych na ul. Podwale Przedmiejskie czekam dłuższą chwilę. Wreszcie wchodzę, a czerwone auto, omijając mnie na pasach, jedzie bez zatrzymywania.
Na dziesięć wypowiedzianych do obcych osób "dzień dobry" taką samą odpowiedź uzyskuję od siedmiu. Na osiem zapytanych o godzinę pomaga mi siedem. Jedna nie ma zegarka. Gorzej jest z komunikacją niewerbalną. Większość gdańszczan, do których się uśmiecham, w ogóle tego nie zauważa. Jedna osoba odpowiada uśmiechem, a jedna puka się w czoło.

Nasza ogólna ocena życzliwości to cztery z minusem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto