Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Felieton rowerowy. Posiedzenie w kwestii jeżdżenia w Słupsku

Ireneusz Wojtkiewicz
Rower miejski zostaje w Słupsku i pewnie będzie tak często stał, jak to widzieliśmy w zeszłym roku
Rower miejski zostaje w Słupsku i pewnie będzie tak często stał, jak to widzieliśmy w zeszłym roku Ireneusz Wojtkiewicz
Na ostatniej ubiegłorocznej sesji Miejskiej Rady Narodowej w Słupsku posiedziałem dłużej niż na siodełku rowerowym podczas którejkolwiek całodziennej jazdy. Trudno, tego wymagał projekt ustawy budżetowej na rok 2023 w kwestii organizacji i bezpieczeństwa ruchu pieszo – rowerowego w naszym mieście. Wprawdzie nie to zdominowało tematykę obrad, ale nieraz przebijało się do naszej świadomości, że knotów komunikacyjnych mamy pod dostatkiem.

Zaczął radny Bogusław Dobkowski wyliczeniem, że miasta nie stać na utrzymanie roweru miejskiego. Jeszcze w 2021 r. wypożyczenie takiego jednośladu na godzinę i przejazd jednego kilometra kosztowało średnio nieco ponad 40 zł, a już w ub. roku wzrosło do 60 zł. Zdaniem radnego, za tyle można wynająć taxi - mercedesa z dekoracyjnym dywanikiem przed kabiną. Dlatego należy zlikwidować w Słupsku wypożyczalnie rowerów miejskich, a planowane na ten cel wydatki w kwocie ok. 350 tys. zł przeznaczyć na zasilenie budżetu Miejskiego Zakładu Komunikacji, który jest w kiepskiej sytuacji finansowej.

Rower miejski zostaje, a budżet komunikacji autobusowej będzie wspomożony innymi środkami. Wygląda jednak na to, że problem kosztów użytkowania rowerów miejskich w Słupsku został jakby oderwany od rzeczywistości innych miast na Śląsku czy w Wielkopolsce. Stamtąd dochodzą wieści, że rowery publiczne „wygryzają” elektryczne hulajnogi. Że to utopia w dobie rozwiązywania indywidualnych problemów transportu osobistego oferowanie jednośladów o jednakowych wymiarach ram i ograniczonych możliwościach regulacji wysokości siodełek czy kierownic. Nieraz to samo słyszałem o słupskich wypożyczalniach, które często zastawałem w stanie kompletnym, czyli bez wypożyczeń. To wcale nie dziwi, jeżeli własny rower traktuje się jako osobisty, dostosowany do własnych wymagań i warunków eksploatacyjnych pojazd. A w ogóle szkoda, że nie podążyliśmy śladem Gdyni, której budżet miejski dopłaca miejscowym cyklistom w zakupie rowerów elektrycznych.

Szacunek i uznanie należy się paniom radnym, które podczas sesji nawoływały władze miejskie, aby nie dopuszczały do likwidacji na ulicach zatok przystankowych dla autobusów. Zdaniem radnej Anny Mrowińskiej, sytuowanie przystanków na jezdniach powoduje, że za stojącym autobusem formuje się sznur samochodów, które zwiększają poziomy hałasu i zanieczyszczeń. Poza tym jezdnia obcięta przez autobus i formującą się za nim kolejkę bardzo mocno ogranicza widoczność i tym samym zwiększa ryzyko groźnego w skutkach potrącenia pieszych i rowerzystów, którzy zamierzają przejść na przeciwną stronę jezdni. Na domiar złego postoje na takich przystankach się wydłużają, bo kierowcy autobusów stają się sprzedawcami biletów wskutek ubytku punktów ich sprzedaży ulicznej, min. w kioskach.

Z kolei radna Anna Rożek zaapelowała do władz miejskich, aby nie dopuściły do zaprojektowanej przebudowy ul. Armii Krajowej. Jej wynikiem ma być min. likwidacja zatok przystanków autobusowych i przeniesienie ich na jezdnie, które mają być zwężone. Dzięki tym zmianom ulica ma zyskać ciąg pieszo – rowerowy. Zadaniem radnej ten projekt trzeba gruntownie przemyśleć.

Racja, skutków nieprzemyślanych przebudów infrastruktury drogowej mamy wiele. To min. likwidacja zatoki autobusowej u zbiegu al. 3 Maja i Fabrycznej. I to w miejscu niebezpiecznym, bo na podjeździe do wierzchołka wzniesienia. Poza tym nastała jakaś plaga budowy ulicznych peronów przystankowych w ciągach ruchliwych jezdni zamiast w przyległych zatokach. Tak mamy od niedawna na al. Sienkiewicza, a wcześniej na ul. Jaracza i gdzie indziej. Do tyleż kuriozalnych co i niemądrych rozwiązań należy usytuowanie dwóch przystanków autobusowych na skrzyżowaniu jezdni ulic Zamkowej i Młyńskiej – naprzeciwko wyjazdów alarmowych straży pożarnej i w ciągu ruchliwej drogi z wylotami w kierunku Kobylnicy i Redzikowa. Swego czasu kwestionował to ówczesny radny Jerzy Mazurek, ale drogowi głupole miejscy pokazali mu wała. To zapewne ci sami, który nie potrafią skorzystać z pomysłowych rozwiązań znakowania przejazdów rowerowych przez przystanki autobusowe w podmiejskich Siemianicach. Takiego oznakowania pionowego wymagają min. słupskie ulice Poniatowskiego czy Arciszewskiego, charakteryzujące się wzrostem natężenia ruchu rowerowego.

Innym aspektem wspomnianej sesji są warunki sprawowania obowiązku służebnej roli wobec społeczeństwa. Takowy mają nie tylko radni, ale też inni uczestnicy obrad, np. relacjonujący ich przebieg dziennikarze prasowi, radiowi i telewizyjni. Tacy już nie zastaną użytkowanego latami stołu prasowego, a urzędnicy nie bardzo wiedzą, co się stało z tym meblem i jego krzesłami. Nie wszystko da się usprawiedliwić zdalnym sposobem relacjonowania obrad. Akurat wchodzi na salę obrad redaktorka z zydlem na ramieniu, wziętym z korytarza żeby miała na czym usiąść. Na sali na razie chłodno, ale robi cieplej gdy radni salę obrad zamykają i sami sobie chuchają. Na cieple napoje w termosach nie mają co liczyć, bo nie są w strefie działalności pewnego czupiradła, który donosi fajansowe naczynia zarządowi miasta. Parujące mocniej niż cyklista po długiej jeździe.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slupsk.naszemiasto.pl Nasze Miasto